Powiadają do trzech razy sztuka.
Niestety, nie zawsze.
Zaczęło się od zauważenia bardzo ładnych bransoletek, potem zakupienia sobie takowej. Potem podziwiania, oglądania, planowania kupna kolejnej, kupna córeczce, bo też chciała taką jak mama i ... wertowania netu, na koniec stanęło ... na postanowieniu samodzielnego wydziergania:)
Bo przecież nanizać koraliki umiem, szydełkować też, nitki są, szydełka też, chęci duuużo, a i koraliki znalazły się. Recyklingowe, nierówne, różnobarwne, ale dla czterolatki w sam raz.
Najpierw sprułam ozdobne frędzelki koralikowe i wspólnie z córcią nawlekłyśmy koraliki na nitkę, heheh zwykłą nitkę, taką do szycia na maszynie;)
Potem pierwsza próba, prucie, druga próba i ponowna porażka, prucie. Za trzecim razem nawet dwa okrążenia koralików wyszły, ale co z tego skoro w trzecim okrążeniu z 6 oczek/koralików wyszło 8? Kolejne prucie.
Po kilku dniach olśniło mnie, nawlekłam inaczej koraliki, pierwsze 6 błękitne, kolejne 6 fioletowe, dalej różnokolorowo, bez zmian. Prawie się udało, przerobiłam nawet 4 okrążenia, ale ... nierówne to, nitka wyginała się, plątała, koraliki wpadały pod nią i wtedy doczytałam ... kordonek!
Przewlekłyśmy koraliki na kordonek, pierwsze dwie szóstki jednobarwne i ... do działa! Z niepewnością, powoli i ... udało się!
W dwa wieczory wydziergałam swoją pierwszą, koralikową bransoletkę. Jest na prawdę śliczna! Zamiast zapięcia zszyłam ją, bo tak łatwiej wkładać dziecku.
Córcia zachwycona. Przez pierwszy tydzień nie rozstawała się z nią nawet na minutę. Spanie, zabawy, mycie, kąpiele, wszystko i wszędzie w koralikach:)