piątek, 28 lutego 2014

SAL Уютный календарь cz. 3 - Март

Kolejna odsłona SAL-owego kalendarza czyli ... błąd za błędem.

Właściwie pierwszy błąd popełniłam na wstępie. Dowiedziałam się jednak o nim  dopiero w połowie wyszywania, gdy doszłam do zieleni na listkach. Otóż napis wyszyłam złym kolorem, o ton za jasnym i musiałam kombinować z kolejnymi odcieniami:(
Druga wpadka to kolejny element haftu - pszczółka. Jej skrzydełka machnęłam na czarno, a powinny być brązowe. O tym dowiedziałam się zupełnie na końcu, gdy doszywałam ostatni element obrazka czyli drugą pszczółkę


Po wyszyciu wszelakich niebieskości na ptaszku, zwłaszcza jego ogona zorientowałam się, że kanwę źle przycięłam, a wybrałam tak cudną, marmurkową, DMC, o odcieniu oliwkowym. Chyba pierwszy raz mi się to zdarzyło, a tak liczyłam, mierzyłam:(

Gdy przeszłam do haftowania żółtą muliną okazało się, że fatalnie dobrałam grafit. Za jasny! Zupełnie nie widać, że ten ptaszek ma oczy:(

Kolejna wpadka zaliczona na brzuszku. Jeden wieczór i żółty nr 1 wyszyty. Ucieszyłam się, że tak szybko. Przechodzę do kolejnego koloru - żółtego nr 2, ale gdzie on? Na monitorze kolory zlewają się, oczy bolą, odłożyłam poszukiwania na następny dzień i ... jakie rozczarowanie nazajutrz, gdy w świetle dziennym okazało się, że nr 2 mam wyszyty, a najjaśniejszy odcień czyli ten nr 1 leży sobie nietknięty:( Znów szukanie, zamienianie. Wreszcie haftuję dalej. Niby na pasemku był ciemniejszy, na kanwie nie widać różnicy:( Nie pruję. Zostaje tak. Jest źle, ale trudno, nie pruję i kropka



Inna noc, kolejny kolor i kolejny błąd. Gałązka. Brązy. 
Przerysowałam sobie je dokładnie, ale znów wyszło źle. Pomyliłam odcienie i ciemne części wyszyłam na jasno, a  to co było jasne, ciemnym brązem. Tym razem prułam. Miałam dosyć ptaszora. Odłożyłam robótkę na kilka dni

O dziwo, gdy do niej wróciłam, gdy przeszłam do kwiatka poszło szybciej i lepiej. Co ja piszę nie lepiej tylko bardzo dobrze:) Pszczółka wręcz w tempie ekspresowym
A potem to już tylko pranie, kombinowanie z wykończeniem i mam gotowy obrazek. 


Za chwilę zawiśnie na kalendarzu, wszak za momencik marzec:)

sobota, 15 lutego 2014

Zakładka dla Oli


Niedaleko pada jabłko od jabłoni ...
We wtorek wieczorem, pakując plecak do szkoły na kolejny dzień, mój syn niechcący znalazł zaproszenie.
Przyszedł z nim do mnie i tłumaczy, że wczoraj dostał, ale myślał, że zgubił, ale jest i czy może iść, i jeśli tak, to czy prezent kupię?
Myślałam, że śmiechem prychnę widząc Jego minę i słysząc to wyjaśnianie, jednocześnie zdziwienie, że taki roztrzepany i irytacja, że taki beztroski. Po chwili oprzytomniałam, wyraziłam zgodę na wszytko. Syn poszedł spać, ja zabrałam się za przerwaną robotę.
We czwartek nocą, przychodzi do mnie zaspany syn, bo spał, ale przypomniało Mu się i przyszedł spytać czy już coś kupiłam dla Jubilatki.
Oczywiście ... zapomniałam. Stanęło na tym, że wręczy książkę, bo Ola uwielbia czytać, a ja akurat ostatnio kupiłam "Tajemniczy Ogród" i wyhaftuję do niej zakładkę. Bombonierkę dokupimy rano jadąc do szkoły.
Nie mogłam zdecydować się na wzór, sięgnęłam zatem po zaczętą dawno temu zakładeczkę. Oj, długo w nocy siedziałam, ale wyhaftowałam brakującego osiołka oraz na tylnej stronie napis. Zszyłam dół mereżką i jeden bok zakładki. Zadowolona poszłam spać. Rano okazało się, że na zakładce jest plamka. Ponad rok leżało, więc nic dziwnego. Pierwsze podejście czyli zwykłe pranie w mydełku, plamka nadal jest. Proszek na plamkę, pocieranie ... plamka zrobiła się wściekle żółta, jak koszulki odblaskowe. Zaczęłam panikować, bo czasu mało. Odplamiacz do koloru - zero reakcji, odplamiacz do białego - lekko jaśniejsza, ale nadal jest, płyn do wc - plamka wróciła do stanu wyjściowego czyli koloru kogel-mogel:( Uprałam raz jeszcze w mydlinach, opłukałam i ... 
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma... 
Postanowiłam polubić ją. Wzięłam herbatę, którą akurat miałam zaparzoną na śniadanie, delikatnie porobiłam z niej plamki na zakładce, po dwóch stronach, gdzieniegdzie rozłożyłam nawet listeczki herbaty, po chwili całość w ręcznik papierowy, aby zebrać nadmiar płynu, potem ściereczka, żelazko, suche, do środka flizelinę, kawałek plastiku, zszywanie drugiego boku i gotowe. 
Pokochałam ją nawet



Jubilatce, a zwłaszcza Jej mamie prezent się spodobał, a to najważniejsze

Wydawało mi się to niemożliwe, udało się jednak. W każdym razie nie mam zamiaru powtarzać tego eksperymentu z codziennym pisaniem, bo to zdecydowanie nie dla mnie. Cieszy mnie fakt, że pokazałam ostatnie prace i mogę teraz pisać na bieżąco. Poza tym przede mną kolejne wyzwanie: tydzień kładzenia się spać najpóźniej o 24.00;) Proszę, trzymajcie kciuki

piątek, 14 lutego 2014

Serduszkowo

Zaczerwieniło się dzisiaj w blogowym świecie, więc i u mnie nie może być inaczej. 
O moim kinkiecie, a właściwie jego braku i wiankach miałam napisać wcześniej, ale ja ciągle na bakier z tym pisaniem, więc nie napisałam. Otóż wystaje sobie ze ściany kabelek i czeka na lepsze czasy, na kinkiet, a żeby nie było go widać wieszam sobie na nim wianek. Mam taki upleciony z brzozowych gałązek, taki uniwersalny i co miesiąc, co nowe święto, co jakaś uroczystość rodzinna zmieniam na nim detale. Dzisiaj wyglądał tak:



Miłości życzę


czwartek, 13 lutego 2014

Pamiątka Chrztu Świętego (2)

Obiecałam sobie w sobotę, że od niedzieli dzień w dzień przez tydzień będę pisać na blogu i nie o komentarze u Was mi chodzi, ale o najprawdziwsze posty. Ciężka sprawa, więc tym bardziej podziwiam blogerki, które to robią dzień w dzień, niektóre przez kilka lat. Wszelakich prac owszem u mnie dostatek, a gdyby dołożyć do tego codzienne obiady i inne dania, wypieki, dowcipy i wpadki moich dzieci, to co się dzieje w domu, wokół domu, w mieście, Polsce i świecie i jeszcze wszelakie zakupy, nowinki ze świata mody, urody to pewnie tematów byłoby na klika postów dziennie, ale ... tak ciężko przysiąść do kompa, ubrać to w słowa, dobrać odpowiednie fotki...
Koniec marudzenia. Było o wypieku, o szyciu, o robótkach na drutach, o zakupach to może dla odmiany o moich ostatnich wyklejankach, bo scrapbookingiem nazwać tego nie wypada. 
Otóż kolejna uroczystość w rodzinie, chrzest kolejnego siostrzeńca i żeby siostry nie czuły się wyróżniane, hehe, bo na pewno pamiętają, hehhehe, zrobiłam bardzo podobną karteczkę do poprzedniej. 


Motyw haftu, kwiatek, kolorystyka i sam układ identyczne, dodałam jedynie listki przy kwiatkach i użyłam jako bazę innego papieru
Do jutra:)

środa, 12 lutego 2014

Wieszak czyli ...

Wieszak, a właściwie wieszak i wazon czyli ciąg dalszy poszukiwań szafy, tej naszej, tej dębowej. Nadal nie mam szczęścia, bo co wizyta w sklepie to albo brak nowej dostawy albo jak przywiozą to wypełniony po sam dach samochód krzesłami, albo stołami, ale nie szafami. Ba, ostatnim razem żadnej szafy nie przywieziono. Nawet jednej sztuki:( Ciekawa sprawa, bo jak szukałam wieszaka do wiatrołapu, takiego od podłogi do sufitu to same szafy stały... Nie przedłużając, fotki. 



Wieszak zniszczony, ale straszliwie mi się podobał, poza tym z TEGO sklepu z pustymi rękoma się nie wychodzi. Wieszaczek docelowo będzie biały, prawdopodobnie bez tego lusterka i będzie zdobił nasz wiatrołap



 Wazonik idealny w kształcie, chyba już tylko takiego mi brakowało i kolorze kuchni. Nawet mąż wyraził na niego zgodę;) hehe na wieszaczek niekoniecznie




Czy ktoś się orientuje ile czasu trwa wykańczanie domu? Mam wrażenie, że to się nigdy nie kończy...

wtorek, 11 lutego 2014

Czapka Poppy córci

Było o pewnych kwiatkach , potem o mojej czapce , a nawet całym komplecie, a przecież córcia może pochwalić się podobną czapką. 



Niestety, o ile ja śmigam w swojej non stop, jej leżała dotychczas w szufladzie. Czapka w duże mrozy zupełnie nie zdaje egzaminu. Nie chodzi tu o grubość włóczki, sposób dziergania. Po prostu przy każdym przekręcaniu główki, opieraniu o wózek czy szalik, kurtkę przekrzywiała się, zsuwała. Jednak dla dzieci najlepsze są wzory z troczkami, nausznikami, warkoczami itp. Do kompletu wydziergałam tym razem nie szalik, a szyjogrzej, ot taki golfik jak na właścicielce
Na tym zdjęciu kolor bardziej zbliżony do naturalnego


Dziękuję za wszystkie odwiedziny i pozostawiane komentarze

poniedziałek, 10 lutego 2014

Recykling czyli ocieplacze pod drzwi


Post troszkę spóźniony, ale niestety tyyyyyle TO trwało. TO to szycie ręczne w moim wykonaniu. Zawsze jak mam coś zszyć, uszyć to zabieram się za to jak ta sójka, co to za morze chciała odlecieć. Ocieplacze, ochraniacze, łapacze wiatru, jak kto chce niech tak to sobie nazwie, potrzebne mi były odkąd zamieszkaliśmy w domu. Odkładałam to ze 3 lata. Do czasu.
Pewnego styczniowego dnia termometr wskazał -20 stopni. Moja córcia rano coś z wielkim zainteresowaniem oglądała przy drzwiach tarasowych. Trwało to dłuższą chwilę. Zwykle sprawdza czy świeci słonko czy pada deszcz i czy pies sąsiadów śpi czy stoi koło budy. Zdaje relację i przechodzimy do zabaw. Tym razem stoi i stoi, i tylko "oo", "oo" i coś paluszkiem pokazuje. Zaciekawiona poszłam obejrzeć przedmiot facynacji a tam!!!!! oblodzony dół w dwóch skrzydłach drzwi!!!! a przecież i rajstopki wetknięte, i od strony tarasu koc rozłożony:(
Cały dzień siarczysty mróz, porywisty wiatr. Po południu do tego śnieg. Zawiewa, podwiewa, strach wyjść na dwór
Kolejny poranek. 
Poszłam do garażu po warzywa, a one zamarznięte. Od drzwi garażowych w stronę pomieszczenia śniegu na metr szerokości nawiało. Znów warzywa pomarzły, cebule kwiatów zamarznięte, kwiaty ... nic tylko usiąść i płakać
Wróciłam do domu i od razu przystąpiłam do działania
Tyle, że ...
u mnie wszystko musi mocy nabrać
znalazłam materiały:) szaliki znaczy, na zewnętrzną warstwę
i leżały
kolejne dni szukanie wypełnienia
wszystko mam
leży
kolejny dzień przymierzanie do drzwi, układanie, jakaś fastryga
leży
mróz na zewnątrz trzyma
kolejne podejście zszyte dwie warstwy szalika
kolejny dzień doszyte dwa ręczniki
i znów dzień i sweterek na wierzch zarzuciłam i zszywamy całość
i mam
pierwszy ocieplacz gotowy:)))


Od razu został zarzucony pod drzwi, pieszczotliwie wygładzony i .... odwdzięczył się ... na drugi dzień szyba czysta, zero lodu, sucho, cieplej


Zabrałam się zatem ochoczo do dalszej pracy. Ochoczo znaczy tego samego dnia rozłożyłam szalik, wymierzyłam drugie drzwi, założyłam tak jak trzeba i szpileczkami spięłam całość
Leżało tak to sobie ze dwa dni
ale potem to już szybko poszło
w jeden wieczór pociachane 3 swetry, kolejny ręcznik kąpielowy i ... gotowe. Drugi ochraniacz mam


Tu już w wiatrołapie pilnuje ciepła domowego. Troszkę gorzej się sprawuje, ale i gorsze ma warunki, bo co chwilę ktoś z wchodzących/wychodzących go trąca


Oczywiście zdaję sobie sprawę, że piękne toto nie jest, ciut za płaskie i  takie bez wyrazu, ale ... to takie ma być. Ma się nie rzucać w oczy zza zasłonki, ma chronić przed wiatrem jednocześnie nie wypuszczać ciepła z domku
Czeka mnie jeszcze uszycie dłuuuuugiego ocieplacza do garażu, ale to chyba muszę do SH iść i zakupić jakieś kotary czy koc, bo to musi mieć ze 4 m długości

Zużyte materiały: ręczniki kąpielowe i swetry, głównie moje;)

niedziela, 9 lutego 2014

3 bit


W sumie to żadna nowość w mojej kuchni, bo ciasto 3Bit nasza rodzina zna od dawna, ale z przepisu Magdy  skorzystałam pierwszy raz. Gdyby nie Jej prześliczne zdjęcia pewnie nie zwróciłabym uwagi na sam przepis, a warto, bo jednak inne niż to moje. Ciasto pyszne, jego wykonanie łatwizna i to co lubię - wspólna praca z dzieciakami. hehe bo kto lepiej ułoży te ciasteczka niż one? kto dokładniej wybierze masę z puszki? kto chętniej wyliże garnek z masy budyniowej czy miskę z bitej śmietanki? i kto dokładniej zetrze czekoladę niż mój syn?



 Wiem, że nie każdy lubi wchodzić w linki, zwłaszcza jak mu wolno net chodzi, więc pozwolę sobie podać tu przepis. Jeśli ktoś lubi bardziej słodkie ciasta, proszę jednak wejść do Magdy, bo ja dałam zdecydowanie mniej cukru.

Składniki:
6-7 paczek herbatników


puszka masy krówkowej


3 szklanki mleka
2/3 szklanka cukru
aromat waniliowy
125g masła
4 czubate łyżki mąki pszennej
5 czubatych łyżek mąki ziemniaczanej
4 jajka, 


1/2 l śmietany kremówki 30%,
2 łyżki cukru pudru trzcinowego Diamant
śmietan-fix 


Do dekoracji
50g startej czekolady



Blachę o wym. 25x36 cm wyłożyć herbatnikami. 

Rozsmarować na nich masę krówkową i przykryć kolejną warstwą herbatników.
2 szklanki mleka zagotować z masłem, cukrem waniliowym i cukrem. Resztę mleka zmiksować z jajkami oraz obiema mąkami. Dodać do gotującego się mleka energicznie mieszając. Zagotować. Ciepłą masę wylać na ciasto, przykryć warstwą herbatników. Schłodzić.
Śmietanę ubić z cukrem pudrem oraz fixem na sztywno, wyłożyć na ciasto.
Wierzch posypać startą czekoladą. 

Przechowywać w lodówce.




Zaczęłam haftować marcowy wzorek od Iriny. Tempo mam zawrotne, ale oczy nie pozwalają mi już na haft z monitora, a do przerysowywania jakoś ciężko przysiąść. hehe jakoś tylko pszczółkę dałam radę i to jak profesjonalnie:))) chyba na jakimś rachunku:))))) Na szczęście jeszcze mam sporo czasu





sobota, 1 lutego 2014

SAL Уютный календарь cz. 2 - Февраль



Minęły zaledwie dwa dni, a już czas na prezentację kolejnego miesiąca. Tak to jest jak ktoś za późno zaczyna, ale ... mimo, że zapisałam się do zabawy po terminie to dogoniłam dziewczyny:)
Do wyboru w lutym były dwa hafty. Owszem urocze, ale nie dla mnie, bo ani clown nie kojarzy mi się z lutym, ani za Walentynkami nie przepadam. Nie chciałam odbiegać za bardzo od prac innych, więc na kanwę, nie byle jaką, bo ze złotą nitką wskoczył zimowy widoczek, ten ze stycznia;)




Poza tym udało mi się wykonać podkładkę pod kalendarz. Pod taki zwykły zdzierak. Stwierdziłam, że bez drukarki nie dam rady nic innego wymyślić, a kupować kolejny duży kalendarz, aby wykorzystać z niego tylko część z cyframi jest pozbawiony sensu. Tym bardziej, że jeden, śliczny już wisi, a ten zdzierak był już w domu, jako gratis do czego dostaliśmy.
Wzięłam zatem, tekturkę, kartkę papieru ksero, papier ozdobny, taką cienką gąbeczkę, (poprzedni haft, aby później pionowe też pasowały) i do dzieła. 



Ciach, ciach i już mam swój własny, niepowtarzalny kalendarz. Tak będzie wyglądał w lutym





Kolejna odsłona już za miesiąc. Zajrzysz zobaczyć ją?