poniedziałek, 26 listopada 2018

Czerwone autko z choinką


         Nie dosyć, że ciało odmawia posłuszeństwa to i z pamięcią gorzej. Jak szalona haftowałam kota, bo muszę, bo czas goni, bo SAL i ... owszem termin zbliżał się, ale bożonarodzeniowego, a nie miniaturkowego SALa. Plus jest taki, że dwa hafty ukończone i na piątek mogę spokojnie czekać.


       W ubiegłym roku, gdy zobaczyłam to czerwone autko z choinką zakochałam się z nim od razu. Tak, ja nielubiąca koloru czerwonego:) Było już po świętach i chyba tylko dlatego nie wyhaftowałam samochodzika od razu. Zapisałam sobie kilka prac i niby nie pamiętałam, ale gdzieś tam w myślach utkwił ten motyw. Na tyle mocno, że jako pierwszy świąteczny wyhaftowałam tej jesieni.


         Zdjęcia może małoambitne, w bałaganie mulinkowym, ale to na dowód, że haftowałam z końcówek mulin przeróżnych firm, bo pracę zgłaszam na SAL u Igiełki. Kolory samodzielnie dobierałam i haftowałam na lnie z Ikei. Nie polecam go jednak do haftu krzyżykowego.


         Ciemne, takie pochmurne te ostatnie dni, że ciężko było zrobić ładne zdjęcia. Mimo to i mimo tego wydłużonego kształtu(wina lnu) samochodzik mi się podoba i chyba jeszcze jeden popełnię. Oczywiście na innym materiale


          Samochodzik już dziś jedzie na SAL Choinka 2018 i SAL Wymiatamy resztki. Przystankiem końcowym prawdopodobnie będzie bombka. 



piątek, 2 listopada 2018

Listopad 2018- planner do pobrania

     

       
        Pięknie nam się zaczął ten miesiąc. Przepięknie. Nie pamiętam takiego dnia Wszystkich Świętych. Śmiałam się, że pierwszy raz w życiu w tym dniu nie miałam rękawiczek. A były takie dni, że miałam ich nawet dwie pary. 



Pamiętam ten dzień z dzieciństwa, gdy stałyśmy z siostrą przy grobie w zaspach śniegu. I ... raczej tak postrzegam 1 listopada. Potem był dziki galop do domu, a blisko nie było, zarzucanie nóg na kaloryfer i rozgrzewanie stóp. Wcześniej polewanie dłoni ciepłą wodą, jak kto pierwszy dobiegł do łazienki. I ten kożuch mamy. Ciężki. Śmierdzący naftaliną. Niemodny dla nastolatki. Ale jak fajnie było go mieć, gdy mama nie szła na cmentarz. A było tak, gdy któreś z rodzeństwa było chore albo maleńkie albo pod koniec maminej ciąży. heheh pewnie ze trzy razy się załapałam, ale pamiętam to oburzenie, wstyd przed rówieśnikami, a potem ... dumę i radość, że jednak mniej zmarzłam od niektórych:) 

Dzisiejszy 1 listopada jakże odmienny, jakże ciepły, kolorowy, wręcz bajeczny. Tylko czemu tak wiele grobów przybyło. Tych z rodziny, znajomych bliższych i dalszych, i tych nieznajomych. Tylu młodych i starych ludzi. 



Na koniec planner listopadowy zostawiam. Kto jeszcze nie ma, niech drukuje i niech mu dobrze służy Planner do ściągnięcia