Ostatnio było radośnie, o darze, który dostałam, a na który teraz czekam z niecierpliwością, z ciekawością, nadal ... z niedowierzaniem.
Kilka dni temu cierpiąc na bezsenność ściągnęłam do łóżka laptopa męża. Zaczęłam czytać zaległe blogi i natknęłam się na wpis poświęcony Vivictori. Nie znałam osoby, ani Jej bloga. Jak już ich odkryłam, okazało się, że za późno ...
Zaczęłam czytać jej blog. Od końca, bo ani nazwa bloga, ani pasek boczny, ani odsyłacz do strony głównej, nie wyświetlały się. Jedynie napisy"poprzedni" i "następny". Długo czytałam jej wpisy, podziwiałam jej różyczki, bransoletki, torby, torebki ... Płakałam i czytałam. Zmęczona zasnęłam koło 2-ej, a rano nie wstając z łóżka znów sięgnęłam od razu po laptop, po blog Gosi. O dziwo wszystko wyświetliło się i tym razem czaczęłam czytać od początku ... Znów się popłakałam. Dzielna z Niej była kobieta. Cudne rzeczy tworzyła Małgosia. Jaka wielka szkoda, że więcej już ich nie powstanie...
I chodzę od kilku dni, i myślę o Niej, o życiu, o przemijaniu
I nie mogłam o tym nie napisać...
Jej jest już lepiej, nie musi ścigać się z czasem, użerać z urzędami, myśleć o niezapłaconych rachunkach...
Anioły tez zadowolone, bo mieć taką torebkę uszytą przez ViViCTORIĘ każdy by chciał!!!
Wkleję tu kilka z nich. Wszystkie fotki pochodzą z JEJ bloga.
I gdy ta rozmyślałam, smutno mi było, znów pojawiła się radość ... na innym blogu, u myszszeczkunii doczytałam się, że też spodziewa się maluszka. Cieszę się jej szczęściem, bo to kolejny dar...
Ale czy tak nie powinno być? Czy tak nie jest? ...
bo przecież życie przeplecione jest radością i smutkiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz