We wtorek wieczorem, pakując plecak do szkoły na kolejny dzień, mój syn niechcący znalazł zaproszenie.
Przyszedł z nim do mnie i tłumaczy, że wczoraj dostał, ale myślał, że zgubił, ale jest i czy może iść, i jeśli tak, to czy prezent kupię?
Myślałam, że śmiechem prychnę widząc Jego minę i słysząc to wyjaśnianie, jednocześnie zdziwienie, że taki roztrzepany i irytacja, że taki beztroski. Po chwili oprzytomniałam, wyraziłam zgodę na wszytko. Syn poszedł spać, ja zabrałam się za przerwaną robotę.
We czwartek nocą, przychodzi do mnie zaspany syn, bo spał, ale przypomniało Mu się i przyszedł spytać czy już coś kupiłam dla Jubilatki.
Oczywiście ... zapomniałam. Stanęło na tym, że wręczy książkę, bo Ola uwielbia czytać, a ja akurat ostatnio kupiłam "Tajemniczy Ogród" i wyhaftuję do niej zakładkę. Bombonierkę dokupimy rano jadąc do szkoły.
Nie mogłam zdecydować się na wzór, sięgnęłam zatem po zaczętą dawno temu zakładeczkę. Oj, długo w nocy siedziałam, ale wyhaftowałam brakującego osiołka oraz na tylnej stronie napis. Zszyłam dół mereżką i jeden bok zakładki. Zadowolona poszłam spać. Rano okazało się, że na zakładce jest plamka. Ponad rok leżało, więc nic dziwnego. Pierwsze podejście czyli zwykłe pranie w mydełku, plamka nadal jest. Proszek na plamkę, pocieranie ... plamka zrobiła się wściekle żółta, jak koszulki odblaskowe. Zaczęłam panikować, bo czasu mało. Odplamiacz do koloru - zero reakcji, odplamiacz do białego - lekko jaśniejsza, ale nadal jest, płyn do wc - plamka wróciła do stanu wyjściowego czyli koloru kogel-mogel:( Uprałam raz jeszcze w mydlinach, opłukałam i ...
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma...
Postanowiłam polubić ją. Wzięłam herbatę, którą akurat miałam zaparzoną na śniadanie, delikatnie porobiłam z niej plamki na zakładce, po dwóch stronach, gdzieniegdzie rozłożyłam nawet listeczki herbaty, po chwili całość w ręcznik papierowy, aby zebrać nadmiar płynu, potem ściereczka, żelazko, suche, do środka flizelinę, kawałek plastiku, zszywanie drugiego boku i gotowe.
Pokochałam ją nawet
Jubilatce, a zwłaszcza Jej mamie prezent się spodobał, a to najważniejsze
Wydawało mi się to niemożliwe, udało się jednak. W każdym razie nie mam zamiaru powtarzać tego eksperymentu z codziennym pisaniem, bo to zdecydowanie nie dla mnie. Cieszy mnie fakt, że pokazałam ostatnie prace i mogę teraz pisać na bieżąco. Poza tym przede mną kolejne wyzwanie: tydzień kładzenia się spać najpóźniej o 24.00;) Proszę, trzymajcie kciuki
Wyobrażam sobie jak długo siedziałaś w nocy nad tym osiołkiem.Świetny sposób z tą herbatą i listeczkami.Zakładka piękna!Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSliczny prezent :) nie zazdroszcze zawirowania wokol niego :D
OdpowiedzUsuńWow, ale wesoła zakładeczka :)
OdpowiedzUsuńśliczna zakładka. nawet herbaciana ;-)
OdpowiedzUsuńAleż ona piękna ;o)
OdpowiedzUsuńGenialnie wybrnęłaś z problemu! Pełen podziw :)
OdpowiedzUsuńZakładka sama w sobie jest przeurocza. Plamki tego uroku jej jeszcze dodają :)
Pozdrawiam ciepło :)